piątek, 25 listopada 2016

Beksińscy. Portret podwójny - Magdalena Grzebałkowska





Książkę przeczytałem już dawno, przy okazji oczekiwania na premierę filmu " Ostatnia rodzina". Jakoś tak zeszło z tą recenzją, bo dużo myślałem i coś tam skrobałem o samym filmie swego czasu. No więc do rzeczy, "Ostatnia rodzina"  jeśli chodzi o scenariusz bazuje w dużym stopniu na książce Magdaleny Grzebałkowskiej. Nie ma w tym nic dziwnego gdyż to co autorce "Beksińskich" udało się jeżeli chodzi o zakres zebranego tu materiału jest imponujące. Podczas lektury można odnieść wrażenie,  że każdy kto choć na chwilę zetknął się w swoim życiu z Tomkiem bądź Zdzisławem Beksińskim drży dniem i nocą z obawy, że w którymś momencie z szafy,  z pod łóżka czy innego dziwnego miejsca wyłoni się właśnie Pani Grzebałkowska. 

Mimo, że spotkałem się z wieloma krytycznymi opiniami na temat "Portretu podwójnego",  to ja osobiście jestem pod jego dużym wrażeniem. Pewnie,  że mogą mieć rację Ci, którzy poddają w wątpliwość pewne zawarte tu informacje na temat rodu Beksińskich,  bo w końcu przekaz to przekaz i zawsze istnieje ryzyko zafałszowania. Pewnie,  że można zarzucać autorce,  że mało jest tu jej własnej twórczości, refleksji,  odniesienia,  bo rzeczywiście skupia się ona głównie na suchych faktach. Można jej też mieć za złe, że momentami skacze po rozmaitych wątkach i miesza czas i przestrzeń, a informacje tu zawarte czasem wydają się być zmiksowane na zasadzie przypadkowości, no ale z drugiej strony w momencie kiedy człowiek zatopi się w tą opowieść to poddaje się jej bez reszty i trudno się oprzeć tej historii. Grzebałkowska jest bardzo dobra w tym co robi,  bo zyskuje uwagę i zainteresowanie czytelnika i potrafi zafascynować nawet postaciami drugiego planu. Mnie osobiście ciekawił głównie młodszy z Beksińskich,  a to że względu na sentyment wywodzący się jeszcze z okresu młodości kiedy bez opamiętania słuchałem radiowej "Trójki". Nie spodziewałem się więc tego,  że autorce uda się mnie zaciekawić historią jego ojca,  a jednak wyszła jej ta sztuka. 

Zgadzam się z tymi opiniami,  które sugerują iż książka Magdaleny Grzebałkowskiej,  to książka o trudnej aczkolwiek fascynującej relacji pomiędzy trójką osób. Do wspomnianej wcześniej dwójki czyli Zdzisława i Tomka dołącza tu bowiem również Zofia czyli odpowiednio żona i matka. Staje się ona cichym bohaterem tej historii,  bo mimo że pozostaje  w tyle za dwójką bardzo charyzmatycznych postaci, to w tylko jej znany sposób cementuje rodzinę Beksińskich. Jeśli o mnie chodzi,  a myślę że nie tylko ja miałem przy lekturze tej książki takie odczucia,  Zofia wzbudzała we mnie współczucie,  a sposób jej traktowania przez męża i syna powodował ogromną złość na tę dwójkę. Wysługiwali się oni jej osobą, traktowali często bez podstawowych zasad świadczących o szacunku dla jej granic, a nawet stosowali w stosunku do niej przemoc. Ona to wszystko znosiła bez cienia skargi i chyba tylko jej osoba utrzymała w kupie tę ich trójkę jako rodzinę. Rodzinę skomplikowaną, zaburzoną, specyficzną, ale zdolną zostawić po sobie genialną spuściznę. Jednocześnie nie dbała o siebie ( zwłaszcza,  że spadał na nią jeszcze obowiązek opieki nad dwoma matkami - swoją i teściową ) i przypłaciła to chorobą jak również śmiercią. W rezultacie dołączyła do tragicznego męskiego duetu. Cała ta mała,  zaledwie trzyosobowa rodzina przeszła wiele bólu i tragedii za życia po to aby w podobnych okolicznościach odejść z tego świata. 

Beksińscy to nonkonformiści,  znani przede wszystkim z tego,  że kontestowali zostaną rzeczywistość ze wszystkimi praktycznie zasadami i normami. Czasem swym postępowaniem przerażają,  momentami bawią,  a jeszcze innym razem fascynują,  a Magdalena Grzebałkowska prowadzi nas przez ich życie z charakterystyczną dla siebie finezją i skutecznie pobudza naszą ciekawość. Mocno polecam tą książkę,  jak dla nie jedna z ciekawszych biografii jakie czytałem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz