środa, 5 października 2016

Żądło vol.3 czyli osa poleca... Tomka Beksińskiego








 
Tym razem tematem przewodnim, a właściwie człowiekiem przewodnim cyklu Żądło będzie Tomek Beksiński. O Tomku Beksińskim i w ogóle o całej rodzinie Beksińskich jest w ostatnim czasie bardzo ale to bardzo głośno. Można wręcz odnieść wrażenie, że niektórzy próbują trochę przy tej okazji ugrać coś dla siebie, ale ja skupie się na rzeczach wartych uwagi i z pewnością nie nastawionych na obcinanie kuponów, istotnych ze względu na dużą wartość artystyczną i przekaz jakich mało w dzisiejszych czasach... 


zaczynamy! 





"Ostatnia rodzina" był chyba najbardziej oczekiwaną premierą tego roku. No w każdym razie przeze mnie był wyczekiwany z utęsknieniem i bardzo się bałem czy spełni moje oczekiwania. Jak to często bywa kiedy człowiek się nastawi tak konkretnie na tego typu wydarzenie,  to zwykle musi mierzyć się ze sporym rozczarowaniem. Całe szczęście tym razem tak nie było,  a jedynym moim zmartwieniem był pewien dureń który przyszedł podpity do kina,  postanowił siąść przede mną i bawił się w brzuchomówcę. Na całe szczęście został doprowadzony do porządku za co dziękuję spokojnemu koledze z sali kinowej,  bo u mnie takiego spokoju nie ma w takich sytuacjach. No ale do rzeczy: "Ostatnia rodzina" to przede wszystkim znakomity montaż,  świetna ścieżka dźwiękowa i genialne rolę Dawida Ogrodnika,  Andrzeja Seweryna oraz Aleksandry Koniecznej. Nie zgadzam się z opiniami że Ogrodnik przesadzał z formami ekspresji,  Seweryn świetnie przedstawił Zdzisława Beksińskiego jako mieszankę "Ferdka Kiepskiego" z geniuszem sztalugi i stworzył niebanalną postać której nie widziałem dawno w obrazie kinowym. Natomiast rola Zofii to już całkowity popis emocjonalnego wyrazu Pani Aleksandry. Po seansie tytuł nabiera naprawdę głębokiego wyrazu i długo pozostaje w głowie. Z ekranu aż kipi od emocji, a dla widza to prawdziwa mieszanka wzruszenia,  sentymentalizmu i pp części przerażenia. Ostatnia scena filmu to już prawdziwe "rycie głowy"  jak mawia mój znajomy. Jak dla mnie obowiązkowy film dla mojego i nie tylko zresztą mojego pokolenia. 




Tym razem będzie trochę inaczej niż do tej pory,  bo nie napiszę o jednej płycie ale o audycji radiowej. Jest to audycja szczególna, bo ostatnia której autorem był Tomasz Beksiński. Nie dość że wywołuje wzruszenie i garść sentymentalnych wkrętów,  to jeszcze do tego dla mnie osobiście była to i jest nadal prawdziwa kopalnia tropów muzycznych. Przypomniałem sobie dzięki niej o Closterkeller, odkryłem genialną muzykę Petera Hammilla,  a zaraz potem ruszyłem dalej i wygrzebałem z otchłani Camel i Bryana Ferry.  Myślę,  że audycja ta może być prawdziwą gratką dla każdego kto kocha muzykę i jest otwarty na różne gatunki muzyczne. Ponadto to jedna z nielicznych okazji obcowania z prezenterem muzycznym w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Tomek Beksiński nazywał siebie entuzjastą muzycznym i nawet w tym smutnym programie,  kiedy autor żegna się nie tylko ze słuchaczami ale i z całym światem,  ten jego entuzjazm słychać w każdym niemal zdaniu. Tak jak odszedł Tomek Beksiński,  tak i odchodzą już w zapomnienie prezenterzy tak kochający muzykę,  a w audycjach słowa są zastępowane bądź bełkotem bez sensu bądź reklamami. Za moich czasów.... Hahahaha tak jestem już stary i w związku z tym z dziką przyjemnością wybrałem się dzięki archiwum Trójki w tą podróż do czasów prawdziwego radia. 



Książka 

"Beksińscy. Portret podwójny" -






"Beksińscy. Portret podwójny " Magdaleny Grzebałkowskiej jest uważany za pierwowzór literacki filmu Jana P. Makuszyńskiego. Czytałem go świeżo przed premierą " Ostatniej rodziny" w kinach. aby porównać sobie te dwa obrazy i cieszę się z tego zabiegu,  bo myślę że ułatwił zrozumienie przekazu i znaczenia niektórych scen z filmu. Zacznę od tego,  że jeżeli " 1945. Wojna i pokój" jest książką przynajmniej tak dobrą jak "Beksińscy"  to  nie dziwi mnie nagroda publiczności Nike 2016. "Portret"  to książka którą się wręcz pochłania,  a autorka zaimponowała mi siłą przebicia a jednocześnie wyczuciem i brakiem nachalności w poszukiwaniu źródeł wiedzy na temat rodziny Beksińskich. Nie ukrywam, że szczególnie interesowały mnie fragmenty poświęcone młodszemu z Beksińskich,  ale i o Zdzisławie dowiedziałem się w końcu czegoś więcej poza tym co można znaleźć w internecie. Książka Magdaleny Grzebałkowskiej świetnie łączy wiedzę na temat twórczości obu panów Beksińskich z ich obrazem jako zwykłych ludzi. Znajdziemy tu portrety osób naznaczonych kodem przeszłości i traum sięgających jeszcze czasów wojny. Będziemy mieli okazję obserwować próbę - po mojemu udaną mimo wszystko - stworzenia rodziny przez osoby z mocnymi deficytami w ramach ról rodzinnych. Grzebałkowska uczyni nas świadkami krzywdy, winy, ale przede wszystkim bezwarunkowej miłości a obu Beksińskich z drugiego planu będzie równoważyć opiekując się nimi matka i żona Zofia. Dla mnie osobiście ta książka była też kopalnią anegdot na temat świata artystycznego,  jak również hymnem pochwalnym dla sztuki,  która przyćmiewa wszystko inne. Udało mi się tutaj również wyłowić takie perełki jak płyta The Alan Parsons Project - Tales of Mystery and Imagination,  jak również przypomnieć sobie o takich zespołach jak Fading Colours. Jedna z ciekawszych i najbardziej emocjonalnych biografii przeze mnie czytanych. 


To by było na tyle... Ja dalej nie mogę wyjść z tego beksińskiego klimatu.... Wam go również polecam serdecznie,  a dla tych co nie znają... Nie wiecie jak dużo tracicie... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz